poniedziałek, 21 marca 2016

Szlak Orlich Gniazd (część północna)




Podobno w moim wieku urodzin się już nie obchodzi ! Być może coś w tym jest, bo niby po co świętować kolejny mijający rok ? No dobrze, imprezy nie będzie, jednak nie mogę sobie pozwolić na spędzenie rocznicy moich urodzin przed telewizorem :)
Biorę wolne i ruszamy :D
Z moich pogodowych obserwacji wynika, że nie mamy co liczyć na pozytywną aurę. Mało tego, że ma padać deszcz i śnieg ! musimy liczyć się także z tym, że temperatura mocno spadnie, czyżby powrót zimy ?

Skoro już wiemy, że na ładną pogodę nie mamy co liczyć, nie zostaje nam nic innego jak dobranie odpowiedniego ubrania i wybranie kierunku.
No właśnie kierunek ! Północ czy południe ? Sama nie wiem, a może nie ma co się ograniczać ?
W cztery dni może nam się uda, troszkę szkoda czasu na dojazdy, no i jeszcze kwestia noclegów, tego najbardziej nie lubię. Wiem z doświadczenia,  że to wcale nie jest takie proste. Nikt nie chce przyjmować gości na dwie noce w dodatku z czworonogiem, oj nie! Bo trzeba pościel wymienić i posprzątać po takich gościach, a gospodarzom to się wcale nie kalkuluje. Na tydzień to już całkiem inna sytuacja :)
A może by tak jakimś sposobem ominąć kwestię noclegu ? Wybrać nocny pociąg i tam się przespać.  Nie dość, że oszczędnie pod względem finansowym to i czasowym również na plus :)

Rezygnujemy z planu pt. "nocowanie w pociągu", przynajmniej tym razem :P
Co zatem planujemy ? Przejście się czerwonym szlakiem Orlich Gniazd. Poczytałam kilka opinii w internecie, zahaczyłam o kilka fotorelacji niestety z większości znalezionych informacji wynika, że ten szlak się przechodzi od 8 dni wzwyż! Kurcze to jakim sposobem my go przejdziemy w cztery dni ? Może jednak nie jest to możliwe ?  ?
Uparte z nas istoty (ja i Amber), pojedziemy, zobaczymy, najwyżej będziemy w trakcie coś kombinować.

Sobota 12.03.2016

Za dużo dziś nie zdziałamy, rano do pracy, po pracy szybko po Amber i plecak, autobus, pociąg :) i jedziemy do Częstochowy. Planowo w Częstochowie mamy być po 19, dalej mamy jeszcze ok 14 km do miejscowości Olsztyn ( swoją drogą jakie irytujące jest szukanie czegokolwiek w miejscowości, która dubluje nazwę znanego miasta!)
W Olsztynie mamy już zarezerwowaną kwaterę, to jest jedyna rezerwacja jaką zrobiłam, jedyny pewniak na naszym szlaku :) Reszta to już wielka niewiadoma :D

Z Częstochowy mamy pociąg do miejscowości Kusięta.


Dalej na piechotę do Olsztyna


Nocujemy w miejscowości Olsztyn na ulicy Szkolnej, z czystym sumieniem mogę polecić to miejsce. Pokój z łazienką, telewizorem, ogólnodostępna kuchnia, ogródek. Bardzo mili właściciele. Co najważniejsze dla mnie miejsce przyjazne dla zwierzaków :)
http://meteor-turystyka.pl/gniazdkonajurze-olsztyn,olsztyn.html#foto

Trzeba się wcześnie położyć, by mieć jutro siły na maszerowanie.

Niedziela 13.03.2016

Pobudka przed 7 ( dla mnie to jeszcze noc ! ) 
Ruszamy pełne pozytywnej energii :)
Pierwszy punkt na naszej trasie to Zamek w Olsztynie.






Niesamowite widoki, a mgła sprawiła, że zamek wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy i mroczny.

Mijamy grupkę mężczyzn, popijających sobie co nieco pod tym urokliwym zamkiem. Panowie informują mnie, że piesek który stoi obok nich jest chyba bezpański, dając mi tym do zrozumienia, ze mogę biedaka przygarnąć :)
Taki wielki, puchaty prezent na urodziny :) ?
Grubcio, bo tak go nazwałam okazuję się bardzo grzecznym i niegroźnym pieskiem mimo swoich konkretnych, przerażających na początku gabarytów.



Zamiast wrócić na szlak ( tak trzeba było zrobić !) obchodzimy cały zamek, cykamy fotki i gubimy się, myślałam ze gdzieś znajdę ten szlak, może gdzieś za tymi skałkami, a może za następnymi ? Nic bardziej mylnego ! Przez ten spacerek nadrobiłam ok 4 km, chodząc w kółko !




Prze ten błąd, zwiedziłyśmy podwójnie Kamieniołom Kielniki, który pewnie byśmy ominęły idąc czerwonym szlakiem, nie ma tego złego ... :)

No dobrze jesteśmy z powrotem na szlaku, przechodzimy przez maleńką wioseczkę a następnie przez nieco większa miejscowość Zarębice. W Zarębicach przeżywam koszmar, dosłownie liczne zawały serca a wszystko przez Grubcia. Wcześniej w lesie zachowywał się nienagannie, nawet pilnował Amber, która co chwila znikała gdzieś w lesie. Niestety dalej szlak przechodzi przez Zarębice 
i prowadzi przez dość ruchliwą ulicę. Amber miałam na smyczy więc z nią nie było problemu, natomiast Grubcio dał pokaz totalnej głupoty i zapędów samobójczych ! Wchodził dosłownie pod koła każdego samochodu ! Niektórzy zatrzymywali się w ostatniej chwili tuż przed jego pyszczkiem, straszny widok, nic na niego nie działało, czuł się chyba panem i władcą tej ulicy, wydawało mu się że może się zmierzyć z samochodem... nie wiem co siedziało w jego jak widać niezbyt mądrej główce.

W pewnym momencie z jednej z mijanych posesji wyłania się Pan (wybawca Grubcia) okazuję się, że Grubcio ma właścicieli, a ten Pan ich zna i odprowadzi psiaka do domu. Kamień z serca !!!! 

A nam nie pozostaje nic innego jak dalej podążać szlakiem. Mijamy Parfię Św. Idziego.


Dalej szlak prowadzi przez las i pola, gdzie robimy sobie krótką przerwę na jabłuszko i regeneracje sił. Mijamy indiańską wioskę.

Maszerujemy, maszerujemy i maszerujemy....
Przechodzimy przez jeden las, następnie drugi. W zasadzie drugi to Rezerwat Przyrody Parkowe, mijamy ukryte za drzewami skałki, w pewnym momencie przecina nam drogę stado sarenek, co za widok, pięć pięknych sztuk przebiegło przed naszymi nosami :) Zmierzamy w stronę Alei Klonów, które zapewne inna porą roku muszą robić wrażenie na spacerowiczach. Na polanie ukazują się naszym oczom mijane wcześniej sarenki, odnoszę dziwne wrażenie, ze te piękne stworzenia nas obserwują !
Czarne plamki na środku to sarenki :)

Dochodzimy do miejscowości Złoty Potok, trzeba tylko znaleźć odpowiednie miejsce i zrobimy sobie dłuższy postój, koniecznie muszę dać odpocząć nogom, a i jedzeniem nie pogardzę :) Amber tez przyda się chwila odpoczynku.Natrafiamy na idealne miejsce Staw Amerykan. Nazwa taka została nadana na cześć senatora amerykańskiego, który przywiózł zalęgową partię ikry pstrąga tęczowego.



Podczas postoju okazuje się, że wcale nie jest tak ciepło jak mi się wydawało, dlatego szybko zjadam kanapeczki i ruszamy dalej.
Szlak dalej prowadzi przez Rezerwat Przyrody Parkowe.





Diabelskie Mosty



Dalej nas czekała wspinaczka, było ciężko zwłaszcza po tylu przebytych już kilometrach. Przechodzimy przez miejscowość Trzebniów, gdzie Amber standardowo poznaje psik kolegów.





Dalej Niegowa

Na tym etapie podróży zaczynam odczuwać coraz większe zmęczenie organizmu, Amber też tylko wypatruje momentów w których trochę zwalniam i korzystając z tego siada sobie gdzieś na trawce.
Zapewne w tym momencie powinnam się wykazać większym rozsądkiem, poszukać kwatery i zostać w tej miejscowości na noc. Niestety tak się nie stało, tak mało mi brakowało to punktu docelowego, godzina tez dobra to idziemy dalej.
Znowu jakimś dziwnym sposobem zgubiłam szlak, był i raptownie się zmył. W związku z tym idziemy gorszym rowerowym szlakiem , który prowadzi przez ruchliwą ulice bez pobocza !
Pogoda się nam poprawia, cóż za niespodzianka na koniec tego męczącego dnia :)
Docieramy do Mirowa i pierwsze co widzę to ten cudowny zamek w promieniach popołudniowego słońca, aż dech zapiera !




Jeszcze kilometr i cel zostanie osiągnięty, ledwo już nogami poruszam ! To będzie ciężki kilometr.
W oddali widać nasz cel- Bobolice




Zamek w Bobolicach, odrestaurowany w tej chwili jest to hotel z kolosalnymi cenami za nocleg !!!! Siadam sobie na kamyczkach pod Zamkiem, włączam internet w telefonie i ze strachem o oczach poszukuje jakieś kwatery w tej malutkiej wiosce. Udało się jest kwatera ! W końcu mogę zdjąć buty, położyć się na łóżko, wyprostować kręgosłup, czuje straszny ból nie wiem czy jutro gdzieś pójdziemy, na domiar złego okazuje się, że nie mają tu sklepu, a mnie się kończą zapasy wody, nic jutro będę się tym martwić. Teraz idę spać, zasłużyłam na odpoczynek.
-40km-


Poniedziałek 14.03.2016 

Wstałam, choć nie było łatwo, nasmarowałam się przeciwbólowym żelem i idziemy dalej.
Dochodzimy do malutkiej wioseczki, w której raczej nie uzupełnimy zapasów wody, może dalej coś będzie. Trafiamy na jaskinie, zrzucam plecak i idziemy ją zobaczyć z bliska.





Dalej przechodzimy przez Rezerwat Przyrody Góra Zborów


Trafiamy na takie fantastyczne miejsce, tutaj zrobimy sobie przerwę.

Cudownie jest się tak wylegiwać w gorącym słoneczku.

Myślałam, ze piękniej już być nie może ! a jednak może. Góra Zborów.














Przemierzamy dalej Rezerwat Przyrody Góry Zborów, mam wrażenie że ciągle idziemy pod górkę :)
Następny przystanek po przejściu jednego z cięższych podwyższeń, Amber już tez jest zmęczona, nawet nie przeszkadza jej, że robi za opał :P

Mijamy Zamek Bąkowiec w Morsku i znowu pod górkę, moje biedne nogi.
Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie wychodzimy na polane, gdzie spotykamy starszego Pana. Niestety Pan mnie nie pocieszył, okazało się że do najbliższego sklepu jeszcze mam spory kawałek drogi, a wody brak !




Odnoszę wrażenie, że te kilometry w ogóle się nie zmniejszają, jakbym stała w miejscu ! To chyba brak wody i zmęczenie tak działa na moje postrzeganie rzeczywistości. 
Nie robię przerwy, trzeba iść ile się da !
Po drodze znajduje przystanek autobusowy, jestem już tak zmęczona że mogę pojechać autobusem. Niestety nie zatrzymuję się w miejscowości do której zmierzam, zakładam plecak i idę dalej... oby już niedaleko :)
W końcu docieram do Żerkowic, matko co za ludzie tu mieszkają ! jakie piękne pałace bo domami to raczej trudno nazwać te budowle, które mijam. Tylko pozazdrościć takich posiadłości.
Dowiaduję się, że idę w dobrą stronę i za chwilę powinnam dojść do sklepu, widzę go ! Wchodzę do środka i widzę ... totalne pustki na półkach!!!
Dowiaduję się ,że Pani przed chwilą sprzedała ostatnią cole, parówek nie ma, na szczęście jest woda. Podobno trochę dalej będzie kolejny sklep, który jest lepiej zaopatrzony.
Faktycznie sklep nr 2 był lepiej zaopatrzony, teraz jeszcze kilometr do być może naszej noclegowni :)
Okazuje się, że z pieskiem nie będzie problemu, nocleg jest ze śniadaniem, Amber może ze mną przebywać w restauracji, dzięki czemu w spokoju spożywam obiadokolację-wreszcie coś gorącego :)
Umęczone idziemy spać.


-26 km-


Wtorek 15.03.2016 

Na 9 mam śniadanie, przepyszna jajecznica po grecku z cudowną kawą. Pychota !!!
Na dzisiaj w planach mam już maleńki kawałek do przejścia, choć po tych kilometrach i maleńki kawałek może być ciężki do przejścia :)
Zapowiadali opady śniegu.... sprawdziło się!




Przedzieramy się przez zaśnieżony las,widoki super, tylko ból coraz większy, podłoże też nie najlepsze, miękka ziemia i śnieg, zapadam się ! Takie miękkie podłoże dla moich umęczonych stóp to nie najlepszy pomysł, niestety nie ma innej drogi, więc trzeba iść i nie narzekać :)

Ostatnia prosta ! :D


Dochodzimy do miejscowości Podzamcze, widzę kilka afiszy informujących podróżnych o miejscach noclegowych, wybieram mieszkanie które jest najbliżej :) Straszny leń się ze mnie zrobił. Pani bez problemu nas przyjmuje, pokój jest spory, ogólnodostępna kuchnia, łazienka w pokoju, telewizor, czajnik elektryczny czy dobrze grzejący kaloryfer- to tez jest bardzo istotna rzecz :)

Śnieżne ozdoby :)

Dobrze trzeba się z lekka rozpakować, podsuszyć buty, chwilkę poleżeć :) i ruszać na zwiedzanie miasta. Zaczynamy od głównej atrakcji czuli Zamku Ogrodzieniec.








Następnie ruszamy dalej czerwonym szlakiem w stronę Pilicy, dojdziemy tak do miejsca w którym szlak Orlich Gniazd przecina się ze szlakiem niebieskim ( prowadzącym przez warownie).



W drodze powrotnej wstępuję do sklepu, trzeba uzupełnić zapasy i na kwaterkę.Szykujemy się do spania, trzeba troszkę zregenerować siły na ostatni dzień.

-ok 20 km ( z czego połowa bez plecaka)-

Środa 16.03.2016

Za okienkiem znowu świeci słoneczko ! 
Idziemy na Górę Birów. Gród na Górze Birów jest nieczynny w okresie zimowym w związku z czym zwiedzanie zakończyłyśmy na etapie schodów :)





Mamy jeszcze trochę czasu, zobaczymy Zamek Ogrodzeniec w słoneczku.



Przechodzimy przez ryneczek w Podzamczu.



Mijamy park miniatur (zamknięty poza sezonem) 

Jeszcze ostatnia atrakcja Podzamcza, przynajmniej poza sezonem, gdy wszystko jest pozamykane-punkt widokowy.




Z Podzamcza jedziemy autobusem do Zawiercia. Szukamy głównej atrakcji tego miasta i cykamy foteczkę :)
 Okazały kościół w Zawierciu


Wracamy na dworzec, ale po drodze zahaczam o barek, w który zjadam pyszną i wielką zapiekankę firmową. Gorąco polecam :)



Czas wracać do domu, troszkę się zregenerować i poszukać pomysłu na następny wyjazd. 
W pociągu okazało się, że siedzimy w przedziale z kobietą, która postanowiła skazić trochę powietrze swoimi niezbyt świeżymi stopami, nawet konduktor się cofnął jak doleciał do niego ten smród.Na szczęście konduktor pozwolił mi się przesiąść do innego pachnącego przedziału :)


Przed moim wyjazdem kupiłam sobie sok Tarczyn a pod nakrętka znalazłam to:
Myślałam wtedy, ze jest to znak żeby ruszyć na ten szlak, mimo że wszyscy mi tego odradzali. Teraz już wiem, ze była to dla mnie informacja "na tym etapie zakończysz" :D


To była cudowna przygoda, muszę kiedyś koniecznie przejść drugą połowę tego wspaniałego szlaku. Tylko tym razem zarezerwuję sobie trochę więcej czasu :)