niedziela, 28 lutego 2016

Mazowiecki Park Krajobrazowy (Regut, Podbiel)

Postanawiamy ponownie odwiedzić MPK, tym razem od innej strony :) 
Zaczynamy od miejscowości Regut.
W planach mamy przejście ok. 20 km, w jakim czasie ? To się okaże :)




Początkowo poruszamy się po polanie osadzonej w środku lasu. 
Amber już wie, ze to będzie dla niej miły dzień :)
Mijamy z lekka bagnisty teren, choć w tym momencie wyschnięty,
ufff można bezpiecznie przejść bez obawy o psy i oczywiście o nas :)


Muszę przyznać, że pogoda nam się trafiła, może nie ma wielkiej rewelacji tj. pięknego, ogromnego słońca na błękitnym niebie :) ale biorąc pod uwagę ostatnie deszczowe dni 
to pogoda jest super i nawet gdzieniegdzie widać przedostające się promienie słoneczne :)



O proszę jest i druga przeszkoda na naszym żółtym szlaku :) 
Psy przed dłuższy moment zastanawiały się co z tym fantem zrobić :P
Pierwszą przeszkodą był strumyk, który psom nie zrobił żadnego problemu, gorzej z nami.
 Nogi już nie takie jak kiedyś, mniej skoczne i elastyczne :D

Przeszkodę obeszliśmy więc można iść dalej, troszkę zboczymy ze szlaku tak na chwileczkę,by sfotografować dwa stare, drewniane domki stojące w środku lasu.




  A za domkami..... uroczy wychodek :) Ciekawe czy jeszcze ktoś z niego korzysta  ?


Dalsza część szlaku prowadzi przez urokliwy iglasty las, co za zapachy , uwielbiam lasy.



Organizator wycieczki zarządził zwiększenie tempa,
 chyba za dużo czasu tracimy na postoje związane z cykaniem fotek :)  
Będzie trzeba się poprawić !


Znowu trafiamy na polane, tym razem wita nas słoneczko :D


Zbliżamy się do miejscowości Podbiel, psy na smycz (niestety koniec wolności). 
Maszerujemy przez wioskę, której jesteśmy ogromną atrakcją :P wszystkie psy na nas szczekają,
 a dzieci machają przez okna. 
Trafiamy na otwarty sklepik, dobrze zakupię sobie cole na doładowanie energii :) Wiem, wiem cola jest niezdrowa ! Cóż trzeba się czymś ratować jak nie ma się dostępu do kofeiny :)
Namierzyliśmy ławeczkę pod sklepem w zawiązku z czym robimy sobie przerwę na mały posiłek.

Daj kawałek !!!!


Najedli się, napili, więc idziemy dalej. Kolejny punkt to taras widokowy na bagnie Całowanie.
Jednak zanim tam dotrzemy musimy przejść przez dość nieprzyjemną, 
błotnistą drogę z niespodziankami.

Mijamy kilka takich wielkich dziur, całe szczęście pod nami się nowe dziury nie utworzyły :)

Tereny błotniste po obu stronach drogi:






Dotarli do celu !

Amber jako pierwsza zaliczyła taras widokowy, bo niby po co miałaby na kogoś czekać.



Okazuje się, że tym razem również trochę nadrobimy drogi, przez bagna prowadzą mini kładeczki, które musimy koniecznie zobaczyć, dowiedzieć się dokąd prowadzą,
 czy można w ten sposób przejść całe bagno ?



Nie powiem miałam stracha, zwłaszcza jak te deseczki niebezpiecznie się wyginały pod naszym ciężarem. Jednak ciekawość była silniejsza od strachu przynajmniej do czasu...



Na tym etapie zrezygnowałam z dalszej drogi :) Wolę wrócić na bardziej stabilny teren :)


Korzystając z okazji zrobię kilka zdjęć naszym czworonogom.









Bagno jest ciekawe, jednak czas nas trochę goni, więc ruszamy do kolejnego punktu.
Cudowna "mazowiecka plaża",  ja tu zostaje :)







Na plaży robimy kolejny dłuższy postój, lepszego miejsca raczej nie znajdziemy na odpoczynek 
i uzupełnienie braków kalorycznych :)



Jak widać wszystkim to miejsce przypadło do gustu. Psiaki wariowały, ganiały się , skakały, 
ale to co uwieczniłam na tym zdjęciu rozbawiło mnie do łez :D
Żaby :P


Po zabawie nastąpił czas na odpoczynek.
W końcu trzeba się trochę zregenerować przed dalszą drogą.




Niestety coś zakłóciło ten mega relaksujący odpoczynek w pięknych okolicznościach przyrody.
Co ?
A no takie małe stworki, wysysające krew !
Znalazłam kilka kleszczy na nogawce, koleżanka miała jednego na buzi, Amber dwa w sierści!
bleee !!!! Uciekamy, toż to istna kleszczowa inwazja !

Chyba coś nam nie wyszło, jeśli chodzi o wybór drogi powrotnej. Trafiliśmy na jakieś pola uprawne, niestety całkowicie zalane, przez część drogi staraliśmy się chodzić po kępkach trawy, żeby za bardzo nie zamoczyć butów. Na nic to się zdało, gdyż wody było coraz więcej a kępek coraz mniej, w związku z czym w totalnej rozpaczy rzuciłam się w pogoń w nieznane :) biegłam jak szalona przed siebie, mocząc całkowicie buty i licząc, że gdzieś tam dalej będzie jakaś normalna sucha ścieżka. Nadal nic, a woda sięga mi już do kostek, kiedy to się skończy !
Nic biegnę dalej z nadzieją wypatrując lądu :) Przebiegam przez jeszcze głębszą wodę i krzaki za którymi na nasze szczęście jest sucha droga !!!
W ogromnym uniesieniu krzyczę do tych co zastali daleko za mną (liczyli, że w ten sposób nie zamoczą tak obuwia) DROGA!!! JEST DROGA!!! i siadam umęczona na tej suchej, upragnionej ziemi :)
Okazało się, ze moje buty są nawet całkiem dobre ! Wszyscy mieli w obuwiu pełno wody i zmuszeni byli do wyżymania skarpetek, ja natomiast czułam tylko lekki dyskomfort, od góry naleciało mi sporo wody, ale wyżymać nie miałam czego :)

Za to znowu oblazły mnie kleszcze, tym razem trzy.


Teraz trzeba szybko wracać do domu, lepiej żeby towarzystwo się nie przeziębiło od mokrych butów.
Na koniec jeszcze piękny zachód słoneczka nad bagnem.




W drodze powrotnej natrafiamy jeszcze na opuszczony, częściowo zawalony domek, 
czyli to co ja lubię najbardziej :)



Koniec !
Droga zajęła nam ok 7h

piątek, 26 lutego 2016

Lasy Sękocińskie

Rano było nawet znośnie, słoneczko niewinnie przedzierało się przez chmury, liczyłam że taka pogoda się utrzyma do momentu mojego wyjścia z pracy :) Oj nie nie ma tak dobrze! Wybija upragniona godzina, patrzę przez okno i ...
i widzę śnieg ! 
Nieważne już postanowiłam, ze jedziemy do lasów Sękocińskich i zdania nie zmienię, może po drodze się rozpogodzi :)
Pierwsze co namierzyłyśmy to sarny ! Strasznie ich tu dużo, już widzę jak nos Amber zaraz odpadnie:) Kręci nim jak szalona, tyle zapachów, tyle tropów...




Kolejne zdjęcie : "No idziesz czy nie? ile mogę na Ciebie czekać ? "

" Dobra to Ty sobie rób te zdjęcia, a ja troszkę pobiegam za sarnami"


Jak widać na zdjęciach pogoda wcale się nie polepszyła, wręcz przeciwnie miałam wrażenie, że zaraz nas całkowicie zasypie w tym lesie :)
Amber raczej nie przeszkadza śnieg ani deszcz :) Tylko ja psioczyłam na te piękne płatki śniegu wpadające mi do oczy i przeszkadzające w robieniu nowych zdjeć :D

Na mapie namierzyłam jakieś stawy, także obowiązkowo musimy je znaleźć, dopiero wtedy będziemy mogły spokojnie wrócić do domu :) Jeden z nich to staw Młyński. Po jakiś 30-tu minutach znalazłyśmy to czego szukałyśmy. Niestety nie tego się spodziewałam, staw był ogrodzony, chyba przez właścicieli restauracji, która tam się znajduje. Oczywiście nam to za bardzo nie przeszkadzało i przeszłyśmy przez ogrodzenie-przecież pamiątkowa fotka musi być :)

W drodze powrotnej standardowo pomieszały mi się kierunki, Amber tez nie była zbyt pomocna wolała ganiać za dziką zwierzyną niż wyniuchać nasze ślady :) 
Koniec końców udało nam się wrócić do domu :)